Pisarze reprezentujący starą tradycję romantyczną i pisarze czasów późniejszych przez lat trzydzieści pracowali równocześnie, ogłaszali swe utwory w tych samych numerach czy zeszytach czasopism, kolegowali w tych samych redakcjach, ich zaś czytelnicy przyjmowali ich dzieła z tą samą życzliwością lub niechęcią, nie zdając sobie sprawy, iż otrzymują wytwory różnych nie tylko indywidualności, lecz również prądów literackich. Ale też wskutek tego właśnie nasza literatura okresu pozytywizmu zawiera tyle przeróżnych niespodzianek dla czytelnika dzisiejszego. I to niespodzianek charakterze kuriozów. Występuje to przede wszystkim może w dziedzinie poezji, na którą miały paść pierwsze gromy z piór publicystów i krytyków pokolenia młodego, natrząsających się z przeróżnych grafomanów i grafomanek, piewców ,,gila makolągwy”. Pisarzy tych od strony biograficznej czy raczej anegdotycznej znamy dzisiaj ze złośliwej gawędy Walerego Przyborowskiego, Stara i młoda prasa, ich zaś twórczość udostępniają antologie, jak Księga wierszy polskich XIX wieku, sporządzona przez J. Tuwima lub Zbiór poetów w. XIX P. Hertza. Istotnie-są to poeci, których dorobek, w postaci wierszy czy nawet wierszyków, żyje jedynie na kartach antologii. Miłośnicy liryki, której uczyli się od mistrzów obcych, Musseta i Heinego, kontynuowali oni równocześnie tradycje Cyganerii warszawskiej, wyjątkowo tylko zdobywając się na akcenty własne.
05
listopad
Możliwość komentowania Stara tradycja romantyczna została wyłączona
Comments